czwartek, 7 czerwca 2018

Codex Argenteus

Codex Argenteus, Uppsala universitet bibliotek, MS DG 1, fol. 50v.
W bibliotece uniwersyteckiej w Uppsali, na wystawie w budynku zwanym Carolina Rediviva można zobaczyć najcenniejszą księgę, jaka się znajduje na terenie Szwecji. O jej dziejach niewiele wiadomo. Po odkryciu w XVI wieku w opactwie Werden została przeniesiona do Pragi, skąd trafiła do Szwecji jako łup zdobyty w wojnie trzydziestoletniej. Datowanie radiowęglowe wskazuje na to, że kodeks spisano w połowie VI wieku naszej ery – co się z nim działo przez kolejne tysiąc lat nie wiemy kompletnie nic. Jest to ewangeliarz, którego wyjątkowość widać już na pierwszy rzut oka – jest spisany srebrnym i złotym atramentem na zabarwionym purpurą pergaminie. Jednak to nie zbytkowne wykonanie stanowi o jego szczególnej wartości, bo nawet pośród najbardziej ekskluzywnych purpurowych kodeksów jest to pozycja absolutnie unikalna. Codex Argenteus jest bowiem najważniejszym z nielicznych zabytków języka używanego przez Gotów – na jego kartach zawiera się połowa całego zachowanego gockiego korpusu liczącego niespełna siedemdziesiąt tysięcy słów.

Problem ze źródłami nie polega jedynie na tym, że są niezmiernie skąpe. Rzecz w tym, że nie są to oryginalne teksty. Praktycznie wszystko co mamy, to tłumaczenie Biblii, którego – jak się powszechnie uważa – dokonał w IV wieku naszej ery gocki biskup imieniem Wulfila. W dodatku nie jest to tłumaczenie we współczesnym rozumieniu, ale kalka językowa będąca odwzorowaniem struktury greckiego oryginału. Musiałbym zwykle z żalem uznać, że takie podstawy są zbyt wątłe do rzetelnej rekonstrukcji oryginalnej wymowy. Sytuacja jest jednak o tyle inna, że biskup Wulfila, będąc niewątpliwie człowiekiem wykształconym i utalentowanym językowo, na potrzeby zapisu swego rodzimego języka stworzył specjalny alfabet. A żeby to zrobić, musiał chcąc nie chcąc dokonać podstawowej analizy fonologicznej – i to już zupełnie zmienia postać rzeczy.

Pismo fenickie – obelisk z Kition, Cypr, IV wiek p.n.e. (fot. Osama S.M. Amin)
Najstarszy znany alfabet – czyli pismo, w którym poszczególne znaki odpowiadają pojedynczym fonemom – służył około tysiąca lat przed naszą erą do zapisu języka fenickiego. Był to język semicki, czyli opierał się na rdzeniach spółgłoskowych, Fenicjanie zatem nie potrzebowali oznaczać samogłosek, aby zapis był zrozumiały – alfabet fenicki można więc sklasyfikować jako abdżad, czyli pismo spółgłoskowe. Pismo to zapożyczyli Grecy, jednak w ich języku samogłoski odgrywały dużo ważniejszą rolę i nie można ich było pomijać w zapisie. Zaadoptowanie niektórych znaków i stworzenie kilku nowych do zapisu samogłosek było zabiegiem prostym, ale z punktu widzenia historii pisma rewolucyjnym – stosunkowo niewielka ilość prostych znaków wystarczy, aby zapisać praktycznie każdy język świata w sposób zrozumiały dla jego użytkowników.

Stosunkowo niewiele zmian wymagało zaadaptowanie alfabetu do fonologii języków italskich – tak powstał między innymi najbardziej dziś rozpowszechniony na świecie alfabet łaciński, w którym akurat zapisuję niniejsze słowa. U zarania naszej ery idea dotarła do północnej Europy, gdzie powstał alfabet runiczny fuþark odzwierciedlający fonologię germańską.

Powinienem w tym momencie zwrócić uwagę na jedną rzecz – tak naprawdę informacji na temat Gotów w czasach Wulfili mamy niewiele. Niekiedy ich rzetelność można łatwo podważyć, co w konsekwencji prowadzi do niezwykle zaciętych debat, z których często nic nie wynika. A już na temat samego Wulfili relacje można policzyć na palcach jednej dłoni1. Jakie rozumowanie stało za stworzeniem takiego a nie innego zestawu znaków o takich, a nie innych kształtach, możemy się zatem jedynie domyślać.

Jedna rzecz jest pewna – Wulfila oparł się przede wszystkim na alfabecie greckim, jako że w wielu przypadkach litery kształtem odpowiadają swoim greckim odpowiednikom (np. 𐌰⟨a⟩, 𐌱⟨b⟩, 𐌲⟨g⟩), a co więcej mają tę samą wartość numeryczną (𐌰 ⟨a⟩ = 1, 𐌱 ⟨b⟩ = 2, 𐌲 ⟨g⟩ = 3, itd.) Użycie alfabetu do reprezentacji liczb, stosowana interpunkcja, dwuznaki, oznaczenia akapitów, abrewiatury, nomina sacra – wszystko to świadczy o tym, że Wulfila był bardzo dobrze zapoznany z grecką tradycją piśmienniczą, co jest dosyć wartościową wskazówką przy ustalaniu gockiej wymowy. Możemy na przykład wywnioskować, że – analogicznie jak w pisowni greckiej – w zestawieniu 𐌲𐌲⟨gg⟩ pierwsza litera ma nosową wartość [ŋ].

Greckie słowo ΕΥΑΓΓΕΛΙΟΝ („ewangelia”) – litery ΓΓ oznaczają głoski [ŋɡ]. (BNF, ms. grec. 49, fol. 18r, XI w.n.e.)
Rzecz jasna, grecki alfabet jedynie częściowo nadawał się do oddania gockiej fonologii – inspirację do oznaczenia głosek nie występujących w grece koinè Wulfila musiał znaleźć gdzie indziej. Wykorzystanie w tym celu alfabetu łacińskiego nie budzi większych wątpliwości – wskazuje na to choćby kształt litery 𐌷⟨h⟩ (wymawianej jako [h] lub [x], zależnie od pozycji), przy czym zwraca uwagę, że łacińskim wzorem nie była stosowana w epigrafach kapitała, ale uncjała bądź kursywa, co oznacza, że Wulfila miał styczność z łacińskimi manuskryptami. Wygląda też na to, że w niektórych wypadkach zrezygnował on z wykorzystania greckich liter, gdyż mogły się mylić z łacińskimi literami o innych wartościach fonetycznych (np. dla oznaczenia głoski [r] nie użył greckiego Ρ ze względu na podobieństwo do łacińskiego P [p]).

Kwestią sporną pozostaje znajomość i wykorzystanie alfabetu runicznego. Osobiście przychylam się do tej tezy (wyjaśniałaby choćby kształt litery 𐌿⟨u⟩ – runiczny znak ma taką samą wartość fonetyczną [u]/[uː]), choć przyznaję, że nie sposób jej w sposób roztrzygający uargumentować. Ale dlaczego Wulfila w takim razie miałby tworzyć nowy alfabet, skoro miał do dyspozycji gotowy sposób zapisu gockiego języka? Najwidoczniej dla wykształconego w greckiej kulturze Wulfili runy po prostu nijak nie nadawały się do spisywania pokaźnych kodeksów.

Innym bardzo ważnym kluczem, dzięki któremu możemy mieć wgląd w gocką wymowę jest oczywiście metoda porównawcza. Język gocki był przedstawicielem rodziny języków germańskich, a dokładnie jej całkowicie dziś wymarłej wschodniej gałęzi. Weźmy dla przykładu wyraz 𐌷𐌻𐌰𐌹𐍆𐍃 („chleb”) pochodzący od pragermańskiego *hlaibaz – we współczesnych językach germańskich możemy znaleźć jego odpowiedniki używane w znaczeniu „bochenek”: isl. hleifun, szw. lev, niem. Leib, ang. loaf. Niestety zdania są podzielone, czy za czasów Wulfili pragermański dyftong /ɑi̯/ uległ monoftongizacji do /ɛ/. Osobiście uważam, że tak – inaczej doszłoby do niejednoznaczności w zapisie, czego Wulfila raczej starał się unikać.

Kolejne wnioski można wyciągnąć, analizując gocką morfologię i występujące w niej oboczności. Kontynuując powyższy przykład, liczba mnoga od 𐌷𐌻𐌰𐌹𐍆𐍃 to 𐌷𐌻𐌰𐌹𐌱𐍉𐍃 – jak widać, litera 𐍆 wymienia się tu na 𐌱. Ubezdźwięczniona wymowa 𐍆 wynika z jej pozycji, więc 𐌱 powinna być jej dźwięcznym odpowiednikiem. A ponieważ 𐍆 wymawiano z pewnością frykatywnie, możemy wywnioskować, że 𐌱 wymawiano analogicznie, jeśli występowało po samogłoskach.

Ciekawe informacje można też wyczytać, analizując gocką pisownię imion, nazw własnych oraz zapożyczeń. W tym momencie fakt, że mamy do czynienia z ewangeliarzem, jest dla nas szczęśliwą okolicznością – Wulfila był zmuszony oddać w gockiej pisowni wymowę wielu słów w używanej przez ewangelistów grece koine, której wymowę możemy zrekonstruować na podstawie ogromnej ilości różnorakich źródeł2. Jeśli spojrzymy na przykład na imię Piotra 𐍀𐌰𐌹𐍄𐍂𐌿𐍃 i porównamy je z greckim ΠΕΤΡΟΣ, rzuci nam się w oczy, że greckiej literze Ε odpowiadają dwa gockie znaki 𐌰𐌹. Wiemy, że klasyczny grecki dyftong /ai̯/ w grece koine stał się pojedynczą samogłoską /e/, którą można było zapisać zarówno jako Ε, jak też ΑΙ. Gocki system samogłoskowy był bogatszy od greckiego, więc Wulfila wykorzystał obydwie formy zapisu – /e/ oznaczał literą 𐌴, zaś bardziej otwarte /ɛ/ dwuznakiem 𐌰𐌹.

Jeszcze innym sposobem na wgląd w dawną wymowę jest przyjrzenie się różnym wariantom zapisu tego samego słowa. Należy wziąć pod uwagę, że niektóre z tych wariantów to mechaniczne błędy popełniane przez kopistów, które z wymową nie mają nic wspólnego. Ale jeśli jakieś litery lub ich zestawy są systematycznie podmieniane, można się zastanowić, czy oznaczane przez nie głoski czasem nie brzmiały identycznie. Dobrym przykładem są różnice w pokrywających się fragmentach Kodeksów Ambrozjańskich A i B. Przyjrzyjmy się nazwie „Macedonia” (gr. ΜΑΚΕΔΟΝΙΑ) – w rękopisie B konsekwentnie jest zapisana jako 𐌼𐌰𐌺𐌹𐌳𐍉𐌽𐌾𐌰, za to w A mamy trzykrotny zapis 𐌼𐌰𐌺𐌰𐌹𐌳𐍉𐌽𐌾𐌰. Nie wynika to ze zwyczajów piśmienniczych, bo w innych przypadkach zachodzi odwrotna sytuacja – tam, gdzie w A widnieje litera 𐌹, w B widzimy 𐌰𐌹. Badając inne wyrazy, możemy zauważyć, że oprócz 𐌰𐌹 oraz 𐌹 w tych samych miejscach mogą się pojawić też 𐌴 oraz 𐌴𐌹. Jeśli ponadto weźmiemy pod uwagę, że różnice te występują tam, gdzie nie pada akcent, możemy wysunąć przypuszczenie, że system wokaliczny w nieakcentowanych pozycjach był zredukowany.

Ile byśmy nie zebrali przeróżnych argumentów na podstawie znanych nam źródeł, nigdy nie dadzą nam one pełnego obrazu wymowy dawnego języka. Chcąc nie chcąc, rekonstrukcję systemu fonologicznego trzeba oprzeć na podłożu teoretycznym. Przy czym niezależnie od tego, czy jesteśmy zadeklarowanymi wyznawcami gramatyki generatywnej Chomsky'ego, czy też fascynuje nas lingwistyka kognitywna, akurat w dziedzinie fonologii stary dobry de Saussure wciąż ma dużo do powiedzenia3 – język ma swoją strukturę opartą na wewnętrznych kontrastach i symetriach. Stąd na przykład, jeśli na podstawie ustalonych źródłowo oboczności 𐌱-𐍆 i 𐌳-𐌸 ustaliliśmy, że dźwięczne okluzywy [b] i [d] w pozycjach posamogłoskowych mają frykatywe allofony [β] i [ð], możemy śmiało założyć, że to samo dotyczy także spółgłoski [g], choć nigdzie nie znajdziemy zapisu, który by na to wskazywał. Zaś w odtworzeniu ilości i barw samogłosek, przydaje się wiedza o uniwersalnych tendencjach systemów wokaliczych. Przy czym argumentów teoretycznych nie należy nadużywać, jako że grozi to wytworzeniem fonologii tyleż spójnej, co kompletnie wydumanej. A w przypadku języka gockiego to niebezpieczeństwo jest wyjątkowo duże, jako że ilość źródeł jest rozpaczliwie mała – dlatego musimy z nich wycisnąć, ile się tylko da.

Większość źródeł gockich to palimpsesty – tutaj Codex Carolinus, fragment Listu do Rzymian, na którym spisano później Origines Izydora z Sevilli. (Herzog August Bibliothek, Cod. Guelf. 64 Weiss., fol. 280r.)
Niestety jednoznaczna interpretacja tych wszystkich wskazówek jest po prostu niemożliwa. Różne rodzaje argumentów mogą być w tej samej kwestii ze sobą sprzeczne, a decyzja, który z nich ma większą moc, wydaje się być zupełnie dowolna. Gdyby korpus był znacząco większy, przesłanki wynikające z grafii moglibyśmy w dużym stopniu uwiarygodnić statystycznie – mielibyśmy wówczas o wiele bardziej precyzyjne ujęcie synchroniczne. Gdyby gdzieś jeszcze funkcjonowały żywe języki wywodzący się z gockiego – bądź z jakiegokolwiek innego języka wschodniogermańskiego, nieporównanie bogatsza byłaby nasza wiedza etymologiczna, co z kolei przekładałoby się na precyzję ujęcia diachronicznego. Rekonstrukcja fonetyczna zabytków językowych zasadniczo opiera się połączeniu tych dwóch ujęć – dlatego też z przykrością muszę stwierdzić, że moja interpretacja jest z konieczności mocno wątpliwa. Diametralnie inną wymowę tego samego tekstu można uargumentować równie lub nawet bardziej przekonująco.

Poczyniwszy z obowiązku powyższe zastrzeżenie, mogę już przedstawić swoją wersję ósmego rozdziału Ewangelii Marka w języku gockim. Fragment ten wybrałem z różnych powodów. Ewangelia Marka jest powszechnie uważana za najstarszą, jest też zdecydowanie najkrótsza. Napisana jest ujmująco prostym językiem, czuć w niej żywą i potoczną grekę koine, którą posługiwały się szerokie rzesze ludzi na rozległych obszarach wschodniej części Cesarstwa Rzymskiego – a jednocześnie obfituje w przemawiające do wyobraźni barwne szczegóły. Ósmy rozdział jest przełomowy – Jezus przestaje być tylko wędrownym cudotwórcą i nauczycielem, ale zostaje uznany przez Piotra za pomazańca (gr. Χριστός, got. 𐍇𐍂𐌹𐍃𐍄𐌿𐍃), po czym zapowiada swoją śmierć i zmartwychwstanie.

Fragment ten wybrałem również dlatego, że pewne słowa mogą brzmieć znajomo. Chodzi nie tylko o zapożyczone z greki nazwy własne – Jezus Chrystus, Faryzeusze, Piotr, ale też słownictwo biblijne – prorok, ewangelia, aniołowie. Przede wszystkim jednak chciałem zwrócić uwagę na słowa 𐍃𐌹𐌱𐌿𐌽 𐌷𐌻𐌰𐌹𐌱𐌰𐌽𐍃 („siedem chlebów”), które w języku polskim brzmią bardzo podobnie. Liczebnik „siedem” ma podobną wymowę we wszystkich językach indoeuropejskich (pochodzi od pie. *septḿ̥), ale ciekawostką jest, że nasz „chleb” okazuje się być germanizmem zapożyczonym już w czasach prasłowiańskich (psł. *xlěbъ) – kto wie, być może właśnie z języka gockiego?



  1. Auksencjusz, Filostorgiusz, Sokrates Scholastyk, Sozomen, Jordanes
  2. Ale ostrożnie! Wśród źródeł używanych w tym celu przez badaczy jest też… biblia gocka, więc trzeba uważać, aby nie wpaść w błędne koło argumentacji.
  3. a właściwie Trubiecki i Jakobson z Praskiego Koła Lingwistycznego, którzy na gruncie strukturalizmu de Saussure'a opracowali pierwszą teorię fonologii