sobota, 16 marca 2019

Pangur Bán

Na samym początku Acallam na Senórach – jednego z najsłynniejszych tekstów średniowiecznej literatury irlandzkiej – opisany jest poważny dylemat, przed jakim stanął święty Patryk. Spotkał on bowiem prastarego wojownika Caílte, którego poematy o dawnych bohaterach i ich legendarnych czynach tak bardzo go zafascynowały, że zaniedbał swej modlitwy. Obawiał się, że słuchanie tych opowieści odrywa go od pobożnej posługi i niezgodne jest z wolą Boga. Nawiedzili go jednak dwaj aniołowie o imionach Aibellán i Solusbreathach, którzy jednogłośnie rozwiali jego wątpliwości – rzekli, że wręcz przeciwnie, powinien je ocalić od zapomnienia i zachować dla potomności. Od tej chwili Patryk, wypytując Caílte o dawne dzieje, pilnował, aby wszystko zapisywał towarzyszący mu skryba Broccan.

Historia ta dobrze obrazuje specyficznie irlandzki fenomen, jakim jest niezwykły mariaż chrześcijańskiej wiary z pogańską tradycją. Nie bez znaczenia jest fakt, że Irlandia nigdy nie trafiła pod panowanie Rzymu, więc łacina była tu wcześniej językiem praktycznie nieznanym – irlandzcy mnisi poznawali ją z antycznych ksiąg, które wywarły niebagatelny wpływ na ich świadomość literacką. W Irlandii znany był już alfabet ogamiczny, ale jego szczególna forma sprawiała, że nadawał się jedynie do krótkich inskrypcji. Tymczasem chrześcijaństwo przyniosło ze sobą pióro i pergamin, dzięki którym można było utrwalić całe bogactwo treści przekazywanych do tej pory przez pieczołowicie kultywowaną tradycję ustną. Tak powstała najstarsza wernakularna literatura Europy, wyjątkowa pod wieloma względami – historycznej ciągłości, różnorodności gatunków, wyrafinowania form.

Ale korzyść z chrystianizacji Irlandii była obopólna – świat chrześcijański zyskał gorliwych wyznawców, którzy stworzyli wyjątkową formę monastycyzmu. W Irlandii nie było miast ani wsi, społeczności zlokalizowane były w bardzo licznych niewielkich królestwach zwanych túath. Klasztory stały się najliczniejszymi na wyspie skupiskami ludności, gdzie zajmowano się uprawą ziemi i hodowlą, uprawiano rzemiosło, tworzono sztukę, a co najważniejsze – kształcono tam każdego, kto tylko chciał. Ruch monastyczny z czasem rozprzestrzenił się poza granice wyspy w ramach chętnie podejmowanej działalności misyjnej, a pod koniec VI wieku sięgnął również na kontynent w postaci misji Kolumbana Młodszego.

Przez następne setki lat irlandzcy mnisi tysiącami przybywali do Europy. Porzucenie rodzinnych stron, surowa asceza, ciężka praca, nawracanie pogan – to była ich droga do świętości. Na terenie dzisiejszej Francji, Niemiec, Szwajcarii, Austrii i północnych Włoch powstawały kolejne klasztory, które tchnęły nowego ducha w sponiewieraną po upadku Rzymu zachodnią cywilizację – wiele z nich cieszyło się znakomitą renomą jako ośrodki nauki, kultury i szkolnictwa w najszerszym znaczeniu tych słów. Ogromna ilość dzieł klasycznych starożytnych autorów oraz Ojców Kościoła zachowała się dzięki pracy irlandzkich mnichów, którzy zbierali je w klasztornych bibliotekach i kopiowali w skryptoriach. Zupełnie przy okazji przetrwały tam najstarsze rękopiśmienne zabytki języka irlandzkiego – przede wszystkim glosy i komentarze na marginesach i między wierszami łacińskich tekstów, ale nie tylko. Mnichom zdarzało się też pisać wiersze.

Parę takich wierszy znajdziemy wśród przeróżnych notatek zapisanych w niepozornym dokumencie zachowanym w bibliotece klasztoru wzniesionego na wyspie Reichenau na jeziorze Bodeńskim. Zajmiemy się jednym z nich – szczególnie zgrabnym i uroczym – który opisuje codzienne zajęcia uczonego mnicha i jego towarzysza z klasztornej celi. Mnich pozostaje anonimowy, ale imię jego kompana znamy – nazywał się Pangur Bán i był kotem o białym umaszczeniu (bán znaczy „biały”).

Wiersz w notatniku z Reichenau (IX w., Benediktinerstift St. Paul im Lavanttal, Codex 86b/1, fol. 1v)
Wiersz pochodzi z IX wieku. Na ile jesteśmy w stanie zrekonstruować wymowę języka irlandzkiego z tamtych czasów? Zacznijmy od dobrych wiadomości, których mamy zresztą całkiem sporo. Życzeniu, które wyrazili aniołowie Aibellán i Solusbreathach, stało się zadość. Pobożni mnisi mogli mieć mieszane uczucia – po spisaniu słynnej epickiej sagi Táin Bó Cúailnge w kodeksie Lebor na hUidre skryba potrzebował wyrazić swoje poważne wątpliwości co do jej treści – ale przez setki lat konsekwentnie kopiowali dawne opowieści i legendy, teksty historyczne i religijne, przepisy prawne i genealogie. Pośród ocalałych tekstów jest też Auraicept na n-Éces – najstarszy traktat gramatyczny dotyczący języka wernakularnego.

Mamy zatem do dyspozycji niesłychanie obszerny korpus języka staroirlandzkiego, przy czym dużą jego część stanowi poezja. A prestiżu, jakim cieszyli się poeci, wręcz nie sposób przecenić. Filidowie – profesjonalni, gruntownie i wszechstronnie wykształceni mistrzowie słowa – znajdowali się na samym szczycie ścisłej hierarchii irlandzkiego społeczeństwa. Ogromna ilość używanych przez nich systemów metrycznych, różnorodność kunsztownych form, wirtuozeria rymów i aliteracji dodatkowo przybliżają nam brzmienie dawnych utworów.

Niestety dokumenty, które szczęśliwie dotarły do naszych czasów, są o wiele młodsze od języka zawartych w nich tekstów, interpretować je należy więc z dużą ostrożnością – kolejne pokolenia kopistów wprowadzały nieuniknione błędy, interpolacje, świadome i nieświadome modernizacje. Ale chociaż bezpośrednie zapisy języka doby staroirlandzkiej to jedynie okruchy, to okazuje się, że możemy tych okruchów zebrać na tyle dużo, żeby mieć precyzyjny synchroniczny opis tego języka, wystarczający do dokładnej interpretacji zapisów poźniejszych.

To nie koniec dobrych wiadomości. Język irlandzki przetrwał agresywną anglicyzację kraju, przetrwały też języki z nim spokrewnione – pochodzące od staroirlandzkiego manx i szkocki gaelic, a także należące do brytańskiej gałęzi języków celtyckich walijski i bretoński. Dzięki metodzie porównawczej możemy więc pozwolić sobie na diachroniczne ujęcie przemian, jakim podlegał przez wieki, a wnioski zestawić z ogromną ilością różnorodnych źródeł. Przy czym nie chodzi tylko o teksty drukowane i pisane – współczesne, nowożytne, średnioirlandzkie i staroirlandzkie – wspomniałem bowiem o jeszcze starszych zapisach: inskrypcjach ogamicznych.

Alfabet ogamiczny jest jedyny w swoim rodzaju. Tworzą go cztery grupy liter, a każda z tych liter to seria kresek – od jednej do pięciu – umieszczonych skośnie lub prostopadle do wspólnej osi. Zachowało się około 400 inskrypcji, głównie na kamieniach nagrobnych. Ponieważ upamiętniają one zmarłych, większość słów to imiona w formie dopełniacza. Na ich podstawie niewiele można się więc dowiedzieć o dawnym leksykonie, składni czy fleksji, ale o tym, co nas w tej chwili interesuje, czyli fonologii – całkiem sporo. Niektóre z imion na inskrypcjach się powtarzają, a co więcej, można się przekonać, jak ich forma zmieniała się w czasie. Na przykład imię LUGUDECCAS ma na późniejszej inskrypcji formę LUGUDEC, a jeszcze później można je spotkać zapisane w łacińskim alfabecie jako Luguid (w dopełniaczu Luigdech) – jak widać, z czasem dochodziło do redukcji samogłosek w procesach, które nazywamy apokopą i synkopą.

Inskrypcja na kamieniu ogamicznym CIIC 263. Ardmore I, Co. Waterford. Widoczne słowa to LUGUDECCAS MAQI.
Jak to bywa w takich wypadkach, system spółgłoskowy stał się bardziej złożony – fonetyczne cechy spółgłosek stały się cechami fonologicznymi. W przypadku języka irlandzkiego było to wyjątkowo skomplikowane, bo spółgłoski zaczęły się różnicować na dwa sposoby – pod względem siły artykulacji (opozycja mocne-słabe) i pod względem palatalizacji (opozycja twarde-miękkie) – z jednej spółgłoski powstawały cztery nowe. Skutek był taki, że w języku staroirlandzkim występowała zawrotna liczba 46 fonemów spółgłoskowych. Ponieważ w łacińskim alfabecie używano 22 liter, trzeba było wypracować jakąś normę ortograficzną. Spółgłoski słabe zaczęto oznaczać kropką nad literą albo dodatkowym znakiem ⟨h⟩. Spółgłoski miękkie z kolei oznaczano dodając ⟨i⟩ przed literą. W ten sposób można było zapisać wszystkie cztery wersje – na przykład słabą i miękką wersję /b/ zapisywano jako ⟨ibh⟩.

Dobre wiadomości właśnie się skończyły i pojawia się wiele pytań, na które nie mamy odpowiedzi. Trudno na przykład powiedzieć, jak była wymawiana miękka wersja spółgłoski /s/ – mogło to być [ɕ], ale równie dobrze [ʃ]. Nie jesteśmy też w stanie roztrzygnąć, jak objawiała się opozycja mocne-słabe w przypadku /l/, /n/, /r/. Trzeba się tu posłużyć intuicją – np. w przypadku /r/ można przypuszczać, że mocna wersja była spółgłoską drżącą, a słaba spółgłoską uderzeniową. Inny problem mamy w przypadku słabej wersji spółgłoski /m/ – z czasem zrównała się w brzmieniu ze spółgłoską /v/, a zdarzało się, że skrybowie mieszali zapisy ⟨mh⟩ i ⟨bh⟩. Na tej podstawie wysnuto zdawało by się oczywisty wniosek, że słaba wersja /m/ to spółgłoska nosowa i frykatywna, więc w opisie fonologicznym zaznacza się ją często jako /ṽ/. Wydaje się to mieć sens do momentu, w którym próbuje się taką głoskę wymówić – okazuje się, że jest to fizycznie niemożliwe. Można ten problem obejść, jeszcze bardziej osłabiając artykulację i wymawiając [w̃] – ale w ten sposób pozbywamy się elementu frykatywnego. Wyniki badań nad pewnymi zanikającymi dialektami szkockimi sugerują ciekawe rozwiązanie: przeniesienie nosowości na sąsiednie samogłoski.

Wróćmy do IX-wiecznego wiersza o uczonym mnichu i jego kocim kompanie. Ostatnia kwestia, jaką chciałbym przedstawić, dotyczy imienia Pangur i jego wymowy. Jak mogę często zaobserwować, kot będący w błogim nastroju wykonuje charakterystyczne ruchy łapami – jakby coś ugniatał. Ugniatanie wełnianej tkaniny rękoma jest zaś jednym z tradycyjnych sposobów na proces jej obróbki zwany folowaniem. Człowiek, który zajmuje się folowaniem wełny – folusznik – po walijsku nazywa się pannwr. Wydaje się więc, że nazwa pangur pochodzi z języka starowalijskiego i jest bardzo stosownym imieniem dla kota. Wynikałoby z tego jednak, że litera ⟨g⟩ nie była wymawiana, mamy bowiem zapisy świadczące o tym, że dwuznak ⟨gu⟩ służył do oznaczania samogłoski /u/ (dziś w tym celu w języku walijskim używa się litery ⟨w⟩) – w odróżnieniu od samogłoski /ʉ/ oznaczanej pojedynczą literą ⟨u⟩. Dlatego też imię Pangur postanowiłem wymawiać jako /ˈpanuːr/.

Ewangeliarz św. Chada, 2 ćw. VIII w. (katedra w Lichfield, MS 1, f. 19), komentarz w języku starowalisjkim. Imię „Saturnin” (wal. Sadyrnwydd) zostało zapisane jako saturnguid – litera ⟨g⟩ jest niema.
Wiersz postanowiłem nie tylko wyrecytować w zrekonstruowanej wymowie, ale też przełożyć na język polski. Oryginał jest napisany w metrum zwanym deibhidhe, które opiera się na męskich rymach – charakterystyczne jest w nich to, że akcentowana sylaba rymuje się z nieakcentowaną. Jest to metrum bardzo często występujące we wczesnej poezji irlandzkiej, w swoim przekładzie postanowiłem więc zastosować metrum bardzo popularne w poezji polskiej: tetrametr trocheiczny.

Messe ocus Pangur Bán,
cechtar nathar fria saindan
bíth a menmasam fri seilgg
mu menma céin im saincheirdd.
Oto ja i Pangur Biały –
każdy ma swe rytuały:
on uwielbia polowania,
mój czas inna rzecz pochłania.
Caraimse fos, ferr cach clú,
oc mu lebrán, léir ingnu;
ní foirmtech frimm Pangur bán:
caraid cesin a maccdán.
Do zaszczytów ja nie dążę,
milsze mi czytanie książek;
rad jest również Pangur Biały:
bawi się jak dzieciak mały.
Ó ru biam, scél cen scís,
innar tegdais, ar n-oendís,
táithiunn, díchríchide clius,
ní fris tarddam ar n-áthius.
Czas upływa bez mozołu
w tym zaciszu nam pospołu;
rozwijanie swych zdolności
wiele sprawia nam radości.
Gnáth, húaraib, ar gressaib gal
glenaid luch inna línsam;
os mé, du-fuit im lín chéin
dliged ndoraid cu ndronchéill.
Nieraz mysz po wielu trudach
w końcu zagryźć mu się uda,
mi zaś – myśląc niestrudzenie –
rozgryźć trudne zagadnienie.
Fúachaidsem fri frega fál
a rosc, a nglése comlán;
fúachimm chéin fri frégi fis
mu rosc réil, cesu imdis.
On, szukając mysiej dziury,
bystrym wzrokiem bada mury,
ja zaś księgi swe studiuję,
chociaż wzrok mój już się psuje.
Fáelidsem cu ndéne dul
hi nglen luch inna gérchrub;
hi tucu cheist ndoraid ndil
os mé chene am fáelid.
Chodzi dumny niesłychanie,
gdy się uda polowanie;
gdy ogarnę coś rozumem,
również wielką czuję dumę.
Cia beimmi a-min nach ré
ní derban cách a chéle:
maith la cechtar nár a dán;
subaigthius a óenurán.
Takie nasze są zwyczaje,
nie wadzimy sobie wzajem;
każdy z nas ma swe zajęcie
i uprawia je zawzięcie.
Hé fesin as choimsid dáu
in muid du-gní cach óenláu;
du thabairt doraid du glé
for mu mud céin am messe.
W łowach mistrz to nad mistrzami
i całymi ćwiczy dniami,
zaś spraw trudnych wyjaśnianie –
Oto moje jest zadanie. 


Aktualnie jest to chyba najbardziej popularny wiersz z całej średniowiecznej poezji irlandzkiej, chociaż najprawdopodobniej w ówczesnych czasach był kompletnie nieznany – zachował się jedynie w skromnym notatniku, którego pewnie nikt poza autorem nie czytał (co by tłumaczyło jego dobry stan). Muszę jednak przyznać, że wybór tego a nie innego utworu wynika z bardzo osobistego powodu – podczas moich studiów historycznojęzykowych również towarzyszy mi biały kot. Nie łowi co prawda myszy, ale wynika to głównie z faktu, że żadnych w okolicy nie ma. W każdym razie ma swoje kocie sprawy, którymi się zajmuje, kiedy ja, przeglądając różne książki i artykuły, głowię się nad fonologicznymi zagadkami. Praca nad tym konkretnym wierszem sprawiła, że poczułem wyjątkową więź z jego autorem – anonimowym mnichem sprzed dwunastu stuleci.

Tak wygląda moje miejsce pracy.